Perełka.


Bonsoir w piątek!

   To bardzo przyjemne zaczynać weekend wcześniej niż większość ludzi, którzy nie są studentami. Wczoraj okazało się, że co dwa tygodnie będę go zaczynać jeszcze wcześniej - czyli w środy ♥  Dzisiejszy wolny piątek spędziłam na chodzeniu po sklepach.
   Jeśli miałabym wskazać moje ulubione sieciówki z ubraniami, to byłyby to na pewno Forever21 i NewLook. Niestety, ta pierwsza nie ma sklepu w Polsce. A druga - w Toruniu. Kiedy więc mam okazję, jadę do Bydgoszczy poszukać czegoś ciekawego w ichniejszym NL. I smutno mi jest kiedy znajduję coś superfajnego, ale okazuje się, że to 100% poliester czy akryl, bo nie jestem w stanie nosić rzeczy zrobionych ze sztucznych materiałów. Mam kilka, które noszę od święta. Na przykład burgundowa welurowa sukienka z lumpa świetnie się sprawdziła na ostatnim sylwestrze, ale to było raz, poza tym nie ma rękawów i nie jest obcisła. Dzisiaj udało mi się znaleźć dwie świetne sukienki i jeden top. Z GOLFEM. Z golfami mam podobny problem, jak z ubraniami ze sztucznych materiałów - drażnią mnie i jeszcze bardziej niż normalnie chciałabym móc pozbyć się tego ubrania. Ale ten jest takim półgolfem, oszukanym i nieprzylegającym do szyi. Poza tym zaprzecza stereotypowi aseksualności golfów, więc wzięłam. Niestety, nie mogę znaleźć w internetach zdjęcia (w sklepie też wyciągnęłam go z ukrycia, zza jakichś innych ubrań), ale wygląda mniej więcej tak:



źródło: newlook.com

Tylko jest czarny w cienkie białe paski, za to bez czarnych wstawek po bokach, ale jest taki fancy, że musiałam brać. Spodziewam się, że w przyszłym sezonie ten krój będzie już we wszystkich sieciówkach, ale i tak będę uwielbiać mój półgolf w paski ♥
Znalazłam też dwie świetne sukienki. One akurat spełniają wszystkie moje wymagania - nie mają golfów, nie są ze sztucznych materiałów, nie ograniczają swobody ruchów. No i są takie ładne!
źródło: newlook.com

źródło: newlook.com
   Kiedy już się naoglądałam ubrań (czyli po wizycie w trzech sklepach), ale jeszcze zostało mi sporo czasu, zeszłam popatrzeć na empikowy towar. Swoją drogą, kiedy tam szłam, znowu doznałam tego dziwnego zdarzenia: kiedy widzisz, że ktoś na ciebie patrzy (albo kilka ktosiów na raz i wspólnie, jak w tym przypadku), ale nie wiesz, czy znowu wyglądasz "nie tak" i właśnie jesteś niemiło obgadywany, czy tym razem ze swoim niemodnym stylem jesteś taki ciekawy, że gapiący się bierze cię za źródło inspiracji do swych hipsterskich outfitów.
Bla bla bla, dotarłam do empiku i po przejściu powitalnego orszaku ozdób wielkanocnych oraz "promocji na książki z okazji dnia kobiet" (książki przypominały mi typ tych pisanych przez Norę Roberts albo Danielle Steel, ale nigdy nie czytałam ich powieści; oceniam w tym wypadku po okładkach) doszłam do działu z książkami zagranicznymi. Chciałam znaleźć książkę, o której ostatnio pojawiła się notka u Segritty, bo prace typu "napisana przez naukowca dla nienaukowców" bardzo mnie ciekawią (tak jak strona iflscience.com, polecam zamiast dziennika, a najlepiej w dodatku do niego) ale niestety nigdzie jej nie było. W poszukiwaniach zawędrowałam aż do działu z płytami i znalazłam pierwszy album The Doors za jedyne 19.99 ♥  Również polecam!~
Znalazłam też kawałek półki z książkami Patricka Modiano. Nie wydaje mi się, żeby był w Polsce jakoś bardzo popularny. Ja usłyszałam o nim dopiero, gdy otrzymał Literacką Nagrodę Nobla w 2014 r. Przeczytałam wtedy wywiad z nim i stwierdziłam, że niegłupi facet i na pewno zasłużył na Nagrodę. Poza tym w 1978 r. dostał Prix Goncourt, co też świadczy o jego pisarskich zdolnościach. Przyjrzałam się więc powieściom na półce i wybrałam Perełkę

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1600105,1,recenzja-ksiazki-patrick-modiano-perelka.read


Miałam jeszcze sporo czasu, więc zostałam w empikowej kawiarni i zaczęłam czytać. Najpierw zrobiło mi się przyjemnie, bo akcja dzieje się w Paryżu i nazwy miejsc, o których wspomina bohaterka, pomagają mi umieścić historię w przestrzeni. Później zaczął mnie drażnić styl autora. Zdania są krótkie, proste, trochę bez polotu. Może to wina tłumacza, wiadomo, że w oryginale tekst jest zawsze inny, a tłumacz może wiele zmienić. Później jednak wciągnęłam się w historię i prostota okazała się nie być taka bezprzyczynowa i niepasująca. Co prawda ja w swojej wewnętrznej narracji nie jestem aż tak lakoniczna, ale hej, przecież nie każdy musi mieć ciąg myślowy tak zagmatwany. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy prowadzi swój wewnętrzny monolog inaczej. Jeśli główna bohaterka, żyjąca w dwudziestowiecznym Paryżu dostrzega w nim głównie szarość dni, neony migające w rytm bicia serca i zniszczone meble, ubrania, etc., to znaczy tylko tyle, że widzi świat inaczej niż ja i tyle. Przestawiłam się więc chwilowo na inną narrację i przyznam, że opowieść wciąga. Powoli, tak w stylu listopadowego dnia w łóżku z gorącą herbatą, ale ma w tym swój urok. Nie zdążyłam dokończyć czytania, bo zawezwano mnie do powrotu do rzeczywistości i czas było się zbierać. Później robiłam dużo innych rzeczy i dopiero teraz mam czas napisać notkę o moich dzisiejszych odkryciach ze świata czy zabrać się za tę niedługą książkę. Co niniejszym zamierzam zrobić, więc życzę Wam udanego weekendu i zbieram się do łóżka~
Fatum

Komentarze