YO, GATORADE ME BITCH!

 Play it:
Breaking Bad [MetroGnome COVER + REMIX]




I znowu jest niedziela, koniec tygodnia, który minął równie szybko, jak wszystkie od 19 stycznia. Jestem mistrzem w marnowaniu czasu, mistrzem w marnowaniu dobrych okazji, mistrzem w robieniu nie tego co trzeba.
Zatem, co zrobiłam, a czego nie, przez ten tydzień?

Poniedziałek: pogoda była taka ładna, że mogłam założyć moją nową wiosenną kurtkę z lumpa, za całe 2 zł, za to oryginalnie z Dereona. Jest nieco za duża, ale ciepła i w idealny sposób łączy tandetne złocenia z ładnie zaprojektowanymi haftami. Kiedy siostra chciała mi opisać ją, żeby zachęcić mnie do pójścia do lumpa i obejrzenia jej, porównała ją do tego klimatu: M.I.A. - Bad Girls
Zajęcia w poniedziałki rozpoczynam o 16, ale jako że po raz pierwszy jechałam z mieszkania na uczelnię i musiałam kupić bilet miesięczny, wyruszyłam już o 15. Całe szczęście, bo żaden z 3 automatów nie chciał przyjąć mojej karty kredytowej, musiałam iść wypłacić pieniądze do bankomatu i znaleźć jedyny w okolicy automat przyjmujący banknoty. Wiecie, w miejscu gdzie zatrzymują się autobusy, tramwaj i metro, jest tylko jeden taki, a za bilet miesięczny nie można płacić kartą. That makes sense.




Wtorek: Pogoda nadal ładna, ale zajęcia od 9.30 do 15.30 skracają mi dzień. Nawet nie pamiętam, co robiłam później. Pewnie pooglądałam Beverly Hills 90210, Breaking Bad i poszłam w miarę wcześnie spać, bo w nocy z poniedziałku na wtorek gadałam z K. na fejsie do późna. Raczej się nie uczyłam, bo przecież zmęczenie.

Środa: Zajęcia rozpoczęłam o 9 rano, nadal niewyspana, a na dodatek pogoda się popsuła i musiałam wrócić do zimowego płaszcza. Lunch w uniwersyteckiej jadłodajni, w końcu jedzenie "na mieście" za nie tak szaloną cenę, jakie obowiązują w Paryżu. Niestety, zrozumiałam dlaczego niektórzy nie lubią szpinaku. Później starałam się nie zasnąć na jedynych zajęciach, na których nic prawie nie rozumiem. Kiedy rozumiem, są to słowa takie jak "Paris", "Lyon", "Londres", "habitants".
Na szczęście, póki co, w środy zaczyna się mój weekend, więc mogłam zmarnować popołudnie na oglądanie Beverly Hills 90210. Jakoś po 18 spotkałam się z Ch. w Okabe, najbliższym centrum handlowym. Niestety, zamykali o 20, więc zamiast oglądać i kupować ciuchy, wyżyłyśmy się w Auchanie kupując, jak zwykle, mnóstwo jedzenia.

Czwartek: Wyspałam się, wykąpałam, pooglądałam BrBa. Wieczorem pojechałyśmy z Ch. do R. i M. na kolację przed imprezą. Była też C., która podstępnie zrobiła nam wspólne zdjęcie. Impreza odbywała się w klubie Gibus, całkiem fajne miejsce, chociaż darmowe drinki spowodowały tracenie mnóstwa czasu w oczekiwaniu przy barze. No i stosunek alkoholu do zawartości lodu i soku był bardzo niezadowalający. Jak zwykle ostatnimi czasy, wypiłam niby dużo, a wciąż to nie było to. Cóż, skutki studiowania historii, tak sądzę.


Piątek: Pospałam. Zapewne robiłam jakieś ciekawe rzeczy, typu oglądanie seriali, no i skończyłam nareszcie pisanie tej części licencjatu, który chciałam przygotować do wysłania pani profesor. Pasta na lunch, porządna obiadokolacja. Tak tu mi się żyje dobrze.

Sobota: Wstałam 1,5h po budziku, ale później robiłam notatki do zajęć i całkiem całkiem mi to poszło. Później jednak obcięłam sobie opuszek palca tuż przed kąpielą, krwawiło i bolało strasznie, więc się wykąpałam. 



Niestety, musiałam przez to odwołać zakupy z Ch., ale wieczorem przyszli znajomi na pizza party (tyle plusów z mieszkania włoszką, wow!). Kiedy okazało się, że niestety więcej alkoholu w tym mieszkaniu nie ma, pojechaliśmy ostatnim metrem na Bastille i znaleźliśmy jakąś miejscówkę z darmowym wejściem, za to wodą z piwem za 7€ (niech mi teraz ktoś z Warszawy albo Gdańska zacznie mówić, że u nich to piwo jest drogie!). Było dobrze, mnóstwo ludzi, a nam udało się zająć kanapę, więc mogłam siedzieć i patrzeć na tańczących ludzi. Poza tym, było sporo gadania o BrBa i stąd ten dobry kawałek z początku wpisu. Powroty nocą w Paryżu bywają ciężkie, bo szukanie połączeń nie jest takie łatwe. Tęsknię za polskim, choć niedoskonałym, jakdojade.pl

Niedziela: Wróciłyśmy do mieszkania o 5.30, zjadłam jeszcze coś i koło 6 kładłam się spać. Obudziłam się po 10, bo miałam wrażenie, że to już 13 i czas wstawać, poza tym dobrze się czułam i musiałam kontynuować oglądanie BrBa. Przed chwilą pooglądałam przez okno paradę z okazji Chińskiego Nowego Roku, bo niestety żeby zjechać windą te 27 pięter w dół, najpierw musiałabym się ogarnąć, a to nie takie proste. Trochę żałuję, ale mam motywację, żeby kontynuować zwiedzanie tutejszej okolicy, nawet jeśli to nie jest typowy Paryż.

A teraz, wiecie co?
BrBa time!

xoxo,
Fatum

Komentarze

  1. Łaaa, mimo różnych nieciekawych przygód ( zacięcie paluszka to miałaś miły tydzień. Ja to bym pewnie popędziła na tę Chińską Paradę :D
    Bardzo ciekawy opis w o mnie.

    Pozdrawiam i może obserwujemy?
    cuddlanka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. cóż, w sumie może skuszę się na pociąg? :o
    co do eksperymentowania ze snami... przeczytałam kiedyś, że w kontrolowanym śnie możesz całkiem realnie przeżyć to, czego nie doświadczysz na jawie, w sumie to było najbardziej kuszące.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz