Co zrobić, jeśli musisz żyć w Warszawie?

(modna ostatnio Charli XCX bardzo mi przypomina swoimi teledyskami ten kawałek)


Będąc historyko-filozofem, wypadło tak, że jedną z moich ulubionych rozrywek jest chodzenie po muzeach. Przeróżnych. Od Luwru, przez prywatne muzeum dzieł zebranych Dalego, aż po Musée Fragonard d'Alfort, w którym można pooglądać eksponaty takie jak kilkusetletnie owce z dwiema głowami. Dla jednych fujka, dla mnie "wow wow, czy to kręgosłup?!" albo "wow wow, fajne rzeczy robili w tej Asyrii!". Podjęłam się więc ostatnio zorganizowania wyjazdu do Muzeum Narodowego w Warszawie dla mojego koła naukowego. W październiku otwarto tam na nowo Galerię Faras, w której znajdują się eksponaty z katedry nubijskiej datowane od VIII do XIV w. n.e. Zgodnie z polską tradycją, trzeba było załatwiać sporo papierów, a wcześniej w ogóle pogadać ze wszystkimi i tak wyjazd wstępnie planowany na styczeń, odbył się w zeszłą sobotę. Jako, żeśmy mediewiści, nie mogliśmy też odpuścić Galerii Sztuki Średniowiecznej.
Mieszkając gdzieś pod Toruniem, nie miałam okazji zwiedzać nigdy wcześniej żadnego z oddziałów polskiego muzeum narodowego (ale we francuskich byłam lol). Oczywiście, w lokalnym muzeum byłam pierdyliard razy, chociaż ekspozycja tam jest tak stała, że sama powinna zostać objęta patronatem UNESCO. Byłam w toruńskich muzeach i jeszcze paru innych, ale do Warszawy czy Krakowa jakoś mnie nie zawiało. W sumie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na stronie MNW pisali ciekawie i elegancko. Ale Polska, to wiadomo. Czasem coś nie wychodzi albo tego... Poza tym nie przepadam za naszą stolicą, jako za miastem, bo jej chaos szarości i reklam mnie strasznie odpycha. 
Na szczęście, chyba jednak za dużo naczytałam się warszawskiej literatury powojennej (vide np. mój afekt do pana Tyrmanda), bo okazało się, że w stolicy można zrobić coś porządnie i fascynująco! Oczywiście, w moim historycznym odczuciu miłośnika muzeów xD  Jeśli lubicie ładne rzeczy, w dużej ilości w jednym miejscu, do tego w różnych stylach i pochodzące z różnych epok, to polecam ♥ Gdybym mieszkała w Warszawie, zapewne co najmniej raz w miesiącu wydawałabym złotówkę na bilet studencki i powoli chodziła od eksponatu do eksponatu, ciesząc się ogromem historii zawartej w większości z nich.
Galeria Faras jest naprawdę przyjemnie zaaranżowana. Oglądaliśmy filmy o katedrze, o profesorze Michałowskim, który katedrę odkrył i sprowadził do Polski, jeden z filmów był nawet w 3D, więc co chwila plątały mi się oczy. Ale to wina mojego fizycznego nieprzystosowania (dlatego mam nadzieję, że przez najbliższe 70 lat wciąż będą produkowane filmy tradycyjne, a nie tylko 3D!). Pograliśmy w gry takie jak "wytnij fresk zanim katedrę zaleje Nil" czy "puzzle z freskiem". No i zobaczyliśmy w końcu te wszystkie freski czy kapitele i inne elementy, które sprowadzono 50 lat temu do Polski. Zdjęcia zrobiłam tylko dwóm najzabawniejszym obiektom. Szkoda, że zapomniałam o aparacie przy "Jezusie w szacie z pasami ludzkich oczu".

Pamiętacie "Pingu"?



Galeria Sztuki Średniowiecznej jest chyba nawet bardziej fascynująca. I o ile ściany w Galerii Faras mają kolor piasków pustyni, o tyle sztuka średniowieczna za tło ma wielkie, ciemnogranatowe mury. Bardzo to pasuje do kolorowych, często pomalowanych na złoto eksponatów. W Galerii znajdują się głównie starocie z kościołów, które znajdują się na terenach dzisiejszej Polski, od Gdańska, przez Grudziądz, po Wrocław i Kraków. Im więcej czasu spędzam na zaznajamianiu się ze średniowieczem, tym bardziej fascynujące mi się wydaje.
JEDNOROŻEC ♥
Ponieważ czasu mieliśmy jeszcze sporo, zwiedziliśmy też inne galerie. Głównie składały się z obrazów, mniej lub bardziej ciekawych, ale zawsze wnoszących coś pomagającego zobrazować sobie lepiej epokę, w której powstawały. Przekorny barok, obrazki z życia dnia codziennego, portrety zamożnych dam. Oczywiście najlepiej było mi w Galerii Sztuki XIX wieku. Tyle zachwycających obrazów, różnorodnych tematów, kolorów, nastrojów, stylów! Zdjęcia - tylko dwa, bo zdjęcia są cyfrowe i płaskie, bez sensu jest je robić obrazom. Nadają się tylko na dokumentację: byłam, widziałam te klasyki.



Nie polubiłam Warszawy. Jej hałaśliwość, szarość, ogrom nie mają nic wspólnego z pozytywnymi uczuciami. Muzeum - to co innego. Z zewnątrz jest wielkie i z lotu ptaka zapewne trochę przypomina widelec. Ale innego dnia, nie deszczowego, a słonecznego, zapewne zauważyłabym odmienne elementy architektury budynku. W środku jest już zupełnie przyjemne i fascynujące. Na wszelki wypadek pominęliśmy salę numizmatyczną.
Buzi,
Fatum

Komentarze