MUSIQUE:
Bonsoir.
Zostałam ostatnio zapytana o to, dlaczego lubię Paryż, skoro nie jestem romantyczna (w tym popularnym, jak-z-hollywoodzkiej-komedii-romantycznej pojęciu)? Co w takim razie sprawia, że tęsknię za nim, ostatnio bardziej i bardziej?
Po pierwsze, jeżeli ktoś nastawia się na Paryż, bo to "takie romantyczne", to po przybyciu zapewne doświadczy czegoś, co nazwano nawet syndromem paryskim. Otóż, stolica Francji nie jest stolicą zakochanych, a przynajmniej nie takich, jak ze współczesnego obrazka. To raczej miasto takich zakochanych jak Modigliani i Hébuterne, jak Rimbaud i Verlaine, jak Baudelaire i Jeanne Duval. Jeśli nie znacie i nie chce Wam się klikać w linki, to mogę Wam powiedzieć, że nie nadają się ich historie na komedie romantyczne. Nie, to raczej coś, co inspirowało tych przeklętych artystów do tworzenia swoich nieprzystających do wymagań epoki dzieł. Oczywiście, zapewne można przejść się na wieżę Eiffela, do Luwru i przez Champs-Elysees i wierzyć, że tu wszystko jest ładne, tylko tak troszkę nie do końca, ale to wyłącznie wina rzeczywistości. Można zostawać w dobrych dzielnicach ze swoim zapatrzeniem, ale ciekawsze rzeczy dzieją się gdzie indziej.
A zatem, wiecie już co mnie pociąga w Paryżu w kwestiach tego, jaka miłość tam rozkwita. Podobne podejście mam do "najciekawszych" miejsc w tym mieście. Lubię Wieżę, chociaż bardziej zachwyca mnie jej wielkość niż możliwość wspięcia się na nią (nigdy nie byłam, za długie kolejki, za dużo turystów), a jeszcze bardziej lubię po prostu poleżeć na Champs de Mars. A później pójść na spacer po okolicznych krzywych chodnikach i odkrywać rzeczy jak poniżej.
Później, fascynujące w Paryżu są cmentarze. To tam zwykle znaleźć można tych, którzy tworzyli atmosferę tego miasta, którą chciałabym zgłębić. Wciąż przecież stoją budynki postawione w ich czasach, od początków XIX w. po belle epoque (a także starsze i nowsze, ale to nie one rządzą). Wciąż stoją ich nagrobki. Istnieją miejsca w których spędzali czas. Wciąż rosną stare drzewa. Także na cmentarzach, gdzie spacerować można równie przyjemnie jak po parkach, tylko mniej ludzi (żywych), a i nie jest to wyłącznie przechadzka dla przechadzki, bo jednak jakieś myśli zaczynają się w takim miejscu w głowie zbierać. Wiecie, takie o pięknie i nietrwałości, o wspaniałych żywotach i nędznych końcach, o niespełnionych żywotach i przewrotności opinii publicznej...
Dalej, w pewnych miejscach Paryża poczuć można też atmosferę rewolucyjnego XX wieku. Widzieliście "Marzycieli"? Tak, właśnie fragmenty tej atmosfery wciąż gdzieniegdzie rozsiane są po mieście i tylko trzeba wiedzieć, gdzie je zbierać. A przyznam, że zdaje mi się, że niedostatecznie jej doświadczyłam... Je t'aime... moi, non plus
Co jeszcze? A jeszcze zabytki. Zabytek za zabytkiem z odrobiną parku. Architektura wciąż mająca na uwadze piękno i harmonię, a nie ilość wykorzystanego szkła i kwadratowość. Metro co kawałek i - uwaga - metro estetyczne, stare lub nowe, ale przy budowaniu którego nie zapomniano, że sztuka nadaje się również do poprawiania życia na co dzień! Za to na ulicy, co kawałek, inna historia: Napoleon, Notre-Dame, Plac Bastylii, biblioteka polska, pałace na wystawy światowe, zamek królewski, a do tego most za mostem. Na jednym jeżdżą samochody, na innym stoi trzech panów leniwie rozmawiających, gdzieś w okolicy ktoś inny gra na akordeonie jedną z tych typowych piosenek, które kojarzymy z Francją.
I jeszcze okolica Rue de Rivoli. Wiecie, ile tam jest sklepów ze wspaniałymi witrynami i ubraniami? Ja policzyć nie umiem. Galeria Lafayette. Opera. Małe kawiarenki, gdzieś w głębi miasta lub bliżej Sekwany. A i same brzegi rzeki przyciągają, żeby usiąść na nich i poczytać książkę, pogadać ze znajomym, a wieczorem przynieść do tego butelkę wina.
No i kultura. Muzea, galerie, teatry, wystawy na placach, happeningi, mnóstwo gazet i książek wszędzie. Sześciopiętrowa księgarnia. Koncerty. Ludzie, którzy coś wiedzą.
No i kultura. Muzea, galerie, teatry, wystawy na placach, happeningi, mnóstwo gazet i książek wszędzie. Sześciopiętrowa księgarnia. Koncerty. Ludzie, którzy coś wiedzą.
Nie wiem, czy to jakieś wyjaśnienie tego, dlaczego pociąga mnie Paryż. Kiedy o nim myślę, widzę jasne ulice pełne słońca. Zieleń, różnorodnych ludzi, zwykle przyjaznych. Czuję tę lekkość. Budynki nie za wysokie, nie za niskie. Ładne. Coś jeszcze. Ale na pewno nie love story. Coś bardziej w ten deseń: les gitanes qui dansent.
Wniosek jednak nie jest taki, że koniecznie muszę mieszkać w Paryżu. Tylko, że nie mogę mieszkać w miejscu mniej ładnym niż Paryż. Z tym natomiast w Polsce trudniej...
Bisous,
Fatum.
Komentarze
Prześlij komentarz