Bonsoir!
I oto mamy - listopad, mróz i szarość. Wczoraj i dzisiaj było co prawda słonecznie (nareszcie!), ale przez większą część mijającego (nareszcie!) miesiąca dominowała Wielka Szarość. Jeszcze dwa lata temu pewnie dopadłaby mnie chandra, ale jakoś ostatnio idzie ku lepszemu. Dzięki nieregularności studiów, które przy okazji mnie interesują, jakoś psychicznie odżyłam i nie męczę się aż tak bardzo. Od czasu do czasu co prawda położyłabym się na łóżku i oglądała filmy, ale nie mam ochoty płakać, kiedy budzę się rano i wiem, że muszę wstać, by zdążyć na zajęcia. To zapewne też dzięki temu, że nie muszę już wstawać o 6.00, aby zdążyć na 8.00. Mogę spokojnie wziąć rano kąpiel, zjeść śniadanie, pogadać z kimś lub poczytać coś...
Ale dziś nie o tym. Dzisiaj - o snach. Lubię śnić. (Już nie śnią mi się koszmary.) Czasem przyśni mi się coś inspirującego, czasem po prostu coś przyjemnego. Lubię śnić o lataniu. Wiem dokładnie, jak się lata - w snach, bo na jawie to jednak tak nie działa. Kiedy byłam w Paryżu, zwykle śniło mi się moje życie w Polsce - znajomi, rodzina, miejsca, powtarzały się jakieś wydarzenia z przeszłości, etc. Zmniejszało to nieco tęsknotę za krajem, tak że w dzień mogłam w pełni cieszyć się miastem i jego atmosferą. Czasami śniłam i o Francji, z czasem coraz częściej, ale gdy wróciłam do domu, szybko wciągnęło mnie tutejsze życie.
Lubię też jeszcze jeden rodzaj snów. Chociaż bywam prawie skrajnie racjonalna, mało emocjonalna, etc., to jednak nie mogę przestać wierzyć w niektóre rzeczy. Wiara nie opiera się na racjonalności, tylko na przeczuciach, uczuciach, wewnętrznych podszeptach. Może to kwestia kulturowa, ale po co zgłębiać temat od strony ratio - wierzę, że niektóre sny bywają podpowiedziami na nasze zapytania o to, co w życiu zrobić. W Sylwestra roku 2012 przyśniło mi się, że nosiłam bordowy kapelusz i tak dobrze się w tym śnie w nim czułam, że po przebudzeniu postanowiłam: muszę sobie taki sprawić. Dwa lata później, czyli we wrześniu tego roku, natknęłam się w końcu na odpowiadający moim wyobrażeniom kapelusz w Norwegii. Jakiś czas później usłyszałam od znajomej: "Wiesz, charakterystyczne kapelusze to rzecz niełatwa w noszeniu, nie wszystko każdemu pasuje... Ale ten wydaje się pasować do ciebie idealnie." I ja się czuję dobrze w moim bordowym kapeluszu z wielkim rondem.

Ale, teraz już wiem. Że moje obawy to jedno, a to, jaka jest rzeczywistość - drugie. Wiem dokładnie, że jestem inna niż zastanawiałam się, czy taka mogę być. Że nie chodziło mi o to. Że sytuacja najprawdopodobniej potoczy się tak jak we śnie. Co zrobię w rzeczywistości, to już inna sprawa. Podejrzewam, że tym razem nie tak łatwo będzie posłuchać podpowiedzi. Ale - senne marzenie rozjaśniło mi rozedrganą rzeczywistość i już wiem, że jednak je n'ai pas de morale. To owa "moralność" zaciemniała mi to, co rzeczywiście czuję. Łatwo nie będzie. Ale, s'il n y a pas de morale, il y a la jouissance. A przynajmniej trochę.
A bientot,
Fatum.
P.S. Widziałam "Interstellar". Najpierw mi się podobało, później jednak było za dużo bzdur typu "siła miłości" czy "piąty wymiar jest w czarnej dziurze i w ten sposób uratujemy świat". Ale polecam. Nie jest przełomowy, ale dobrze zagrany, ma ciekawą wizję przyszłości i innych możliwych światów. I wielką falę, która też mi się kiedyś przyśniła. W innym kontekście, ale poczułam to samo uczucie w żołądku, co gdy pomyślę o owym śnie. Wielka, wielka fala, przed którą nie ma ucieczki. Fantastyczna, zabójcza (i życiodajna) woda. I kilka niespodzianek aktorskich.
Mam całkiem odmienne zdanie na temat snów - dla mnie, o ile w ogóle coś zapamiętam, sny są strzępkami wyrwanych z kontekstu obrazów, które nie niosą ze sobą żadnego przekazu.
OdpowiedzUsuńByć może w Twoim przypadku prorocza moc snów naprawdę działa, bo bordowy kapelusz pasuje Ci idealnie. ;)