Hej!
Nie minął nawet tydzień od mojego powrotu. a udało mi się zrobić już kilka ciekawych rzeczy. Pisałam już o siłce, o sroce, do tego spotkałam się ze znajomymi, umówiłam się na egzamin (z francuskiego na poziomie A2 :D), dowiedziałam się jak mają wyglądać moje praktyki...
Ale już zaczynam doświadczać tego, czego najbardziej obawiałam się w związku z powrotem. Mieszkam w okolicy małego miasteczka.
W małym miasteczku ludzie szybciej się starzeją. Niekoniecznie fizycznie, ale też i łatwiej o to, żeby zrezygnowali z dbania o siebie ponad codzienne umycie się. Starzeją się przede wszystkim psychicznie. Nie mają ochoty na próbowanie nowych rzeczy i zaczyna się to już gdzieś po 20 r.ż., gdy zaczynają sami na siebie zarabiać, zakładają rodziny, etc. Możliwe, że sama nie zapisałabym się na siłkę, mimo że jest to w końcu porządne takie miejsce w mojej miejscowości, nie tylko dla kilku pakujących kolegów. Bo skoro siostra jednak nie może ze mną chodzić, to może za miesiąc? W końcu z kimś raźniej, poza tym zawsze można dzięki temu nie wchodzić w interakcje z innymi ludźmi na siłce, a przecież im mniej kontaktu, tym lepiej. Niech cię nie znają. Gdy powiedziałam "do widzenia" do jedynej pani w szatni gdy wychodziłam, nie usłyszałam odpowiedzi. Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, to wywołuje w innych dziwne poczucie bycia zobowiązanym do reakcji, chociażby uśmiechu. A zresztą, zapewne i tak nie złapiesz kontaktu z nikim. Chociaż, pan z którym owa pani przyszła powiedział "dzień dobry" gdy wszedł do pomieszczenia z bieżniami.
Poza tym, ludziom w małych miasteczkach nic się nie chce. Najchętniej odpoczywaliby nie robiąc nic co mogłoby ich za bardzo rozwinąć. Nie mówię, że oglądanie telewizji, drzemki czy spędzanie czasu na plotkach jest zupełnie złe, no ale pewnie gdyby nie spędzać na tym tak wiele czasu, można by znaleźć jakieś hobby czy też zrobić coś, o czym się gada już od dłuższego czasu. Ile razy usłyszeć można "kiedyś to...(i tu słyszysz o planach jak pomalowanie szafki, kupno ekspresu do kawy, zabranie się za a6w czy o innych pierdołach, które wymagają głównie ZABRANIA SIĘ za nie, a nie kosmicznych pieniędzy czy co najmniej dwóch tygodni urlopu) i to nawet przez kilka lat?
Ponadto, ludzie w większych miastach chyba bardziej otwarci są na nowe rzeczy. I chodzi zarówno o większą tolerancję wobec pomysłów młodzieży, jak i własne doświadczenia. W Paryżu spotykałam mnóstwo starszych, a nawet starych ludzi, którzy przyjeżdżali do stolicy Francji, bo chcieli ją zwiedzić. Z wycieczką albo sami. Już nawet ci niemieccy emeryci, których spotyka się licznie również w moim małym miasteczku, są przykładem na to, że rok urodzenia nie jest wyznacznikiem sprawności i możliwości podróżowania.
I nie twierdzę, że wszyscy w małych miasteczkach są tacy. Doceniam, że również w moim Chełmnie funkcjonuje UTW. Cieszę się, że mamy Koła Gospodyń Wiejskich, które nawet jeżdżą ze swoimi szydełkowymi pracami po jakichś imprezach albo organizują potańcówki. Ale z drugiej strony, ludzie w małych miasteczkach szybciej się starzeją i tak. Bo nawet jeśli udzielają się gdzieś tam, to zwykle i tak można usłyszeć od nich "ale w moim wieku to już nie wypada". A gdzie te wszystkie zasady są zapisane?
Poza tym, ludziom w małych miasteczkach nic się nie chce. Najchętniej odpoczywaliby nie robiąc nic co mogłoby ich za bardzo rozwinąć. Nie mówię, że oglądanie telewizji, drzemki czy spędzanie czasu na plotkach jest zupełnie złe, no ale pewnie gdyby nie spędzać na tym tak wiele czasu, można by znaleźć jakieś hobby czy też zrobić coś, o czym się gada już od dłuższego czasu. Ile razy usłyszeć można "kiedyś to...(i tu słyszysz o planach jak pomalowanie szafki, kupno ekspresu do kawy, zabranie się za a6w czy o innych pierdołach, które wymagają głównie ZABRANIA SIĘ za nie, a nie kosmicznych pieniędzy czy co najmniej dwóch tygodni urlopu) i to nawet przez kilka lat?
Ponadto, ludzie w większych miastach chyba bardziej otwarci są na nowe rzeczy. I chodzi zarówno o większą tolerancję wobec pomysłów młodzieży, jak i własne doświadczenia. W Paryżu spotykałam mnóstwo starszych, a nawet starych ludzi, którzy przyjeżdżali do stolicy Francji, bo chcieli ją zwiedzić. Z wycieczką albo sami. Już nawet ci niemieccy emeryci, których spotyka się licznie również w moim małym miasteczku, są przykładem na to, że rok urodzenia nie jest wyznacznikiem sprawności i możliwości podróżowania.
I nie twierdzę, że wszyscy w małych miasteczkach są tacy. Doceniam, że również w moim Chełmnie funkcjonuje UTW. Cieszę się, że mamy Koła Gospodyń Wiejskich, które nawet jeżdżą ze swoimi szydełkowymi pracami po jakichś imprezach albo organizują potańcówki. Ale z drugiej strony, ludzie w małych miasteczkach szybciej się starzeją i tak. Bo nawet jeśli udzielają się gdzieś tam, to zwykle i tak można usłyszeć od nich "ale w moim wieku to już nie wypada". A gdzie te wszystkie zasady są zapisane?
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywacz rozwoju małych miasteczek
ale
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
Komentarze
Prześlij komentarz