Let me take a selfie after vote! |
Bonsoir!
Mój czas w Paryżu nieubłaganie dobiega końca... Kończy się właśnie ostatni poniedziałek. Zawsze przez większymi zmianami odliczam sobie takie "wielkie tygodnie", sama nie wiem dlaczego. Chcę chyba wiedzieć, że należy postarać się wykorzystać obecną sytuację jak tylko się da. Zatem chociaż z pisaniem licencjatu wciąż jestem w trakcie, to staram się robić rzeczy, które tylko w Paryżu mogę zrobić. W zeszłym tygodniu odwiedziłam Luwr, podparyskie Alfortville oraz nieco dalsze Saint-Germain-en-Laye.
Do Saint-Germain nie jeździ metro. Leży na końcu jednej z gałęzi RER A, czyli pociągu linii czerwonej. Mam wrażenie, że powinnam była posprawdzać zakończenia większej ilości linii, ale to już nie tym razem (na jednym z końców RER C leży Wersal, sami więc chyba rozumiecie przesłanki i możliwy do wyciągnięcia wniosek ^^). W zeszłą sobotę niczym Gide'owski bohater "Mokradeł" pojechałam na wycieczkę za miasto. Cel obrałam taki a nie inny, bo gdzieś znalazłam nazwę miasteczka i w sumie sama nie wiem jak to się stało. Po prostu okazało się, że jest tam zamek i dodatkowo we wrześniu 1919 podpisany został tam traktat pokoju z Austrią.
Wstałam wczesnym rankiem, tj. chwilę po 8, tak żeby móc spędzić jak najwięcej czasu na wycieczce. Od jakiegoś czasu zwiedzam głównie sama, ponieważ do mojej współlokatorki przyjechał chłopak, dodatkowo ona pracuje i jakoś tak rozmijamy się w większości planów. Dlatego ja mam okazję celebrować swój spokój i odkrywać uroki samodzielnie, co naprawdę mi się podoba. Okazało się, że pogodzenie mojej czasami skrajnej racjonalności z, przyznajmy to, naturą XIX-wiecznego romantyka, jest możliwe.
Najpierw odwiedziłam zamek, w którym obecnie mieści się Narodowe Muzeum Archeologiczne i mają tam różne ciekawe rzeczy, na przykład zabawne peruwiańskie naczynia czy czaszkę gigantycznego, prehistorycznego jelenia.
W zamku otwarta dla zwiedzających jest też kaplica, w której nie ma już oryginalnego wystroju, a służy teraz jako miejsce wystaw czasowych.
Później weszłam do pobliskiego kościoła, bo padał deszcz. Przez całą wycieczkę pogoda była w miarę stała: 15 minut deszczu, 15 minut słońca, 15 minut deszczu, 15 minut słońca... Dlatego wchodziłam do różnych miejsc, lub ignorowałam deszcz, jeśli nie był zbyt uciążliwy. Dzięki temu kupiłam sobie urocze pudełko z kotkiem oraz płytę Kings of Convenience, której w Polsce nie widziałam, a tutaj dodatkowo przeceniona była na 4€.
Pod koniec dnia wróciłam w okolice zamku, skąd odjeżdża pociąg. Korzystając z chwili słonecznej przeszłam się po przyzamkowym ogrodzie, skąd rozciąga się widok na położone niżej miejscowości i daleki Paryż, zaznaczony błyszczącymi wieżami La Defense.
Naprawdę podobało mi się w St-Germain i chętnie wróciłabym tam jeszcze raz... Tęskno mi będzie za całym życiem paryskim, ale w polskim czeka na mnie tyle rzeczy do zrobienia! Poza tym, tutaj nadal pogoda jest głównie deszczowa, a w Polsce wszyscy narzekają na upały. Czas chyba wrócić i pokorzystać nieco ze słońca ^^
Bizu,
Fatum
Komentarze
Prześlij komentarz