O tym, że normalność to nie jedyne wyjście dla zdrowych ludzi.



Salut!

   Niedawno przypomniałam sobie o czymś, o czym chciałam napisać już dawno temu... ale najpierw nie mogłam, a później przyszły inne tematy, inne sprawy i jakoś tak wszystko się rozeszło. Teraz jednak mam dużo wolnego czasu, bo skończyły się prawie wszystkie zajęcia na uniwersytecie i tak naprawdę to piszę licencjat i tylko czekam na egzamin 28 maja, po czym trzy dni później zabieram walizki i wracam do Polski. Muszę przyznać, że wielkanocny pobyt w kraju spowodował u mnie niespodziewanie tęsknotę. O ile wcześniej miałam spore obawy, nie miałam chęci wyjeżdżać z Paryża nigdy przenigdy na dłużej, to teraz już nie mogę doczekać się końca maja. Nadal kocham to miasto i zostanie zapewne na jeszcze długi okres moim ulubionym wielkim miastem, ale okazuje się, że - que drôle - mam też uczucia i tęsknię za rodziną, domem, znajomymi, zwierzakami... po prostu moim polskim życiem. Zapewne lato będzie wspaniałe, a kiedy przyjdzie szarość jesienno-zimowa, to znowu wpadnę w permanentną chandrę i niechęć. Ale w tym roku czeka mnie też zamieszkanie z dwojgiem ludzi, z którymi bardzo chcę mieszkać. Chociaż się dosyć mocno różnimy, to czuję się przy nich chyba tak dobrze, jak w centrum Paryża. Naprawdę dobrze.
Kończąc ten przydługi osobisty wstęp, przechodzę nareszcie do kwestii, która nurtowała mnie od samego września zeszłego roku. Otóż w ramach studenckich praktyk spędziłam miniony wrzesień w szkole podstawowej, ucząc dzieci historii.
Kiedyś myślałam, że nie chcę być nauczycielem, bo praca z dziećmi to ciężka sprawa. Później zostałam uświadomiona, że drugie tyle pracy jest z rodzicami. A gdy zaczęłam praktykę, okazało się, że najmniej polubiłam to, co robią inni nauczyciele.
Wszystko zaczęło się mało ciekawie. Obowiązkowe praktyki chciałam zrobić w gimnazjum, które znajduje się przy moim byłym liceum, ale tuż przed tym wyszło jakieś rozporządzenie, które nie pozwala już licencjatom uczyć w gimnazjach. Zdecydowałam się więc na swoją dawną szkołę podstawową. Nie z żadnych sentymentów czy sympatii. Po prostu, było to najprostsze rozwiązanie, dodatkowo spodziewałam się, że wiejska podstawówka nie będzie tak wyniszczająca psychicznie jak miejska. Jeszcze przed latem dogadałam z nauczycielem i panią dyrektor, że po wakacjach będę odbywać praktyki. Zadzwoniłam pod koniec sierpnia i zapowiadało się całkiem spokojnie.
Do czasu. Już pierwszego dnia, czyli po zajęciach na których tylko siedziałam w tyle klasy, obserwując zajęcia, zostałam wezwana do pani dyrektor. Bla, bla, bla ale proszę wyjmij wszystkie kolczyki. Szczerze się zdziwiłam, ponieważ przekłute mam wyłącznie uszy. Okazało się, że dopuszczalna liczba przekłuć to jedna para kolczyków. Najlepiej jak najmniej widocznych. Kolejna sprawa: od tej pory ubierać się będziesz "schludnie" (czy tylko mnie wzdraga gdy tylko myślę to słowo? Niczym wylany na mnie kubeł zimnej, brudnej wody). A to znaczy: nie istnieją dekolty odkrywające obojczyki, nie istnieją bezrękawniki ani krótkie spodnie czy spódnice zbyt daleko powyżej kolan. Wyobrażacie sobie tę elegancję, podczas gdy na zewnątrz 27 stopni? Ja często nawet zimą noszę koszulki bez rękawów w pomieszczaniach, chociażby wszyscy wokół narzekali, że zimno. Mi jest ciepło i już. Postanowiłam, że jednak przeboleję tę quasidorosłą powagę. Kolczyków nie wyciągnę, ale nie będę odsłaniać uszu. Oczywiście wspomniano mi również o ograniczeniach dotyczących makijażu i wszystkiego innego, czym tam można by się wyróżniać. To tylko miesiąc.
Na następną lekcję obserwowaną ubrałam się i uczesałam wedle oczekiwań. Słońce mocno grzało nadal, nikt w szkole poza nadgorliwymi nauczycielami, nie myślał jeszcze na poważnie o nauce. Szkoda było mi tego, że dzieciaki w klasach IV-VI, czyli w tych w których miałam okazję nauczać, nie mogą już opowiadać na lekcji o tym, co robili w wakacje. Dlaczego na historii nie rozmawia się o tym, jakie zabytki czy ciekawe historycznie miejsca się odwiedziło? Albo czego się interesującego dowiedziało? Ale nie, bach Magellan i Biskupin. Swoją drogą, nigdy nie byłam w Biskupinie. Dzięki, moje wiejskie tak-bardzo-porządne szkoły. Jedyne co mi dałyście, to niechęć do bycia "schludnym". Nawet nikt mi do dzisiaj nie wytłumaczył co złego jest w koszulkach odsłaniających kawałek brzucha. A zakaz noszenia takich dostałam właśnie w tej samej podstawówce, w której tym razem... dostałam nakaz noszenia długich rękawów. Otóż okazało się, że jakkolwiek pomysłowym czy zaangażowanym nauczycielem byś nie był, nie możesz, po prostu nie możesz wyglądać inaczej niż reszta. A reszta nie nosi prawie wcale kolczyków, kolorowych ubrań (na to co prawda szlabanu nie dostałam), nie ma kolorowych włosów (miałam wtedy jeszcze niebieskozieloną grzywkę, ale już nawet nie pamiętam czy usłyszałam sugestię jej zafarbowania czy nie...), a ponadto nie ma tatuaży. A zatem przez cały wrzesień jeździłam do szkoły samochodem z klimatyzacją i grzałam się w długich rękawach, powstrzymując odruchowe ich podwijanie.
We Francji mają wina w formacie kieszonkowym
Zdaje mi się, że tak czy tak dzieciaki mnie polubiły. Miło było widzieć ich radość gdy zaczynała się historia. Chociażby była to tylko radość z tego powodu, że zawsze ciekawiej jest mieć zajęcia z kimś, kto nie uczy cię przez cały czas i to nie tylko na jednych zajęciach. Myślę, że nic mój pobyt w szkole nie zmienił, żaden z pomysłów na urozmaicenie lekcji i wspomożenie zapamiętywania się nie przyjął, a dzieci nadal uczą się w systemie "czytamy fragment podręcznika - piszemy notatkę w zeszycie - rozwiązujemy zadania w ćwiczeniach". Polubiłam tych uczniów, bo okazało się, że nawet ci ze świadectwami o "specjalnym traktowaniu", potrzebują bardziej specjalnej uwagi, niż specjalnego systemu ocen pozwalających im zaliczać sprawdziany przy niższej ilości punktów niż reszta. Zdaję sobie sprawę, że dotknęłam tylko niewielkiej części nauczycielskiego życia, ale co zrobić, kiedy poświęcono mi tyle uwagi, że aż czasami nie przychodził nauczyciel kontrolujący przeprowadzane przeze mnie lekcje, na których zawsze powinnam mieć kogoś z kadry do ewentualnej pomocy. Poradziłam sobie z najbardziej rozpraszającymi klasę osobami samodzielnie. Można by to odczytywać jako dobry znak. Ale wiem, że chociaż najprawdopodobniej niedługo dostanę ten dyplom nauczyciela, to jednak unikać będę pracy w tym zawodzie jak mogę.
Jeśli pracowałam w typowej polskiej szkole, za jaką chce ona uchodzić, to rozmijam się z nią w swoich celach. Ja chciałabym wspomagać ludzi w ich rozwoju, pokazywać im świat i to, że nauka to przyjemna sprawa. Szkoła chce ich uczyć podręcznikowej wiedzy oraz zamykać w ciasnych ramach zastanego świata dorosłych. 
Cieszę się, że moi rodzice są z tych, którzy nie zauważyli żadnej "nieprawidłowości" puszczając mnie do podstawówki w krótkiej bluzce. 
Pozdrawiam z Paryża. Mnóstwo tutaj różnorodnych ludzi. Okazuje się, że świat nie jest taki jak starano się przedstawić nam w szkole. Nakupowałam już sobie fajnych crop-topów! Nauczyłam się też mnóstwa rzeczy i poradziłam sobie sama za granicą.
Bizuuu, 
Fatum





Okazuje się, że nawet nieprzyzwoici ludzie jak ja mają szanse wyjechać na naukę za granicę i pozwalać sobie na przyjemności w stylu czytanie paryskiego Vogue'a jedząc croissanty
W zeszłym tygodniu byłam w Grand Palais na wystawie poświęconej Oktawianowi Augustowi i starożytnemu Rzymowi w okresie jego panowania. Tam to dopiero mieli ciekawe pomysły.
Okazuje się też, że nawet ludzie o "zachwianej moralności" też mogą być wrażliwi na doznania estetyczne. Pamiętajcie o tym następnym razem, gdy będziecie chcieli kogoś szybko ocenić.



Wieża Montparnasse. Niby brzydka i nie wpasowująca się w "normę", a jednak już w pewien sposób kultowa.

Komentarze