nareszcie nadszedł koniec przyspieszonych egzaminów i kolokwiów. Nadeszła ostatnia impreza ze znajomymi w Kotłowni. Nadszedł czas spakowania walizek (dwóch dokładnie) i wejścia na pokład samolotu, z biletem w jedną stronę.
To zarówno przerażające, jak i ekscytujące.
Wiadomo, nawet gdybym pojechała do Krakowa, albo Pragi czy Berlina - byłoby to zdecydowanie "bliższe" niż Paryż. Mam z nim głównie miłe wspomnienia niedługich wyjazdów. Dwa lata temu po raz pierwszy, kiedy to przyjechałyśmy z J i M pozwiedzać i poimprezować. Był lipiec. W zeszłym roku w maju przyleciałam tutaj wraz z dwójką znajomych, pewną panią doktor, która zorganizowała większość wyjazdu, oraz jej znajomą. Wszystko zawsze pewne i bezpieczne. Zawsze z kimś.
Jestem umówiona na 16 na zwiedzanie Montmartre'u z moją nową znajomą, za której możliwość poznania jestem bardzo wdzięczna. W sensie - chociaż jeszcze się nie poznałyśmy, to wspólne szukanie mieszkania, niepokoje, etc. są nam wspólne. Później idziemy oglądać mieszkania.
Wiecie, że w Paryżu wczoraj świeciło mocne słońce, a pogoda była naprawdę marcowa? Kiedy wsiadałam do samolotu, myślałam że jednak trzeba było wziąć rękawiczki, że ręce mi zaraz zamarzną, że dlaczego włożyłam czapkę do walizki zamiast na głowę... A kiedy wysiadłam, mogłam rozpiąć płaszcz i ciesząc się promieniami słońca kierować się w stronę Paryża.
Przywitał nas ogromny korek, a do tego brak ruchomych schodów w metrze. Za to jacyś obcy ludzie proponowali mi poniesienie walizki.
Siedzę w pustym mieszkaniu na Montmartre. Specjalnie wybrałam tę okolicę na początek, później będę musiała zamieszkać na południowym-wschodzie (najlepiej). S mówi, że to bezpieczna dzielnica, to miejsce gdzie znajduje się Moulin Rouge.
Mieliście kiedyś okazję tak niby spodziewanie, a nagle wyjechać od wszystkiego co lubicie, do czego jesteście przywiązani, wiedząc, że nie są to krótkie wakacje, że wcale za najdalej dwa tygodnie nie będziecie wracać pełni wrażeń, wypoczęci i szczęśliwi, ale po prostu musicie prawie od nowa zbudować swoje życie? Dajcie znać, jak Wam poszło.
xoxo,
Fatum
tak, miałam "okazję"... nadal się nie przyzwyczaiłam, nadal mam ten niepokój jutra, czasem nie potrafię się odnaleźć... ale wiem, że dam radę. i Ty też dasz :) Także bonne chance! czy jakoś tak... kiedyś Cię odwiedzę, bo Paryż to moje marzenie od lat... buzi :*
OdpowiedzUsuńFatum, cholernie zazdroszcze Ci tego wsyzstkiego.
OdpowiedzUsuńZycze powodzenia z mieszkaniem i wszystkim innym <3