Bonsoir~
Chociaż, czy taki dobry... Za oknem wieje i pada, pierwszy śnieg tej zimy, a ja po dwóch dniach gorączki zeszłam z temperaturą do 35,5 stopni. Czuję się trochę nierealnie, nawet lubię ten stan, kiedy jestem tak zmęczona, że mam ochotę tylko uśmiechać się do ludzi, żeby po powrocie do własnego pokoju, położyć się na łóżku i leżeć, gapiąc się w jeden punkt, pozwalając myślom skakać i przebiegać przez moją głowę bez pozostawiania w niej śladu na dłużej. Tylko wiem, że to nie jest dobre, bo nic z tego nie wynika, a jest wokół mnie tyle rzeczy do zrobienia!
Przede wszystkim, uczelnia. To już chyba może być oficjalne, czeka na mnie 4,5 miesiąca we Francji. Cały semestr gdzieś w Paryżu. Brzmi pięknie, a im bliżej terminu - coraz bardziej nierzeczywiście. Obudzę się zapewne dopiero w samolocie, kiedy zostanę rzeczywiście sama i nie będę miała do kogo uciec myślą. Obym tylko dała radę załatwić sobie jakieś mieszkanie. Zanim jednak wyruszę, muszę zdać przed sesją wszystkie egzaminy, a żeby do nich podejść, zaliczyć wszystkie ćwiczenia i chyba naprawdę czas zabrać się za informowanie wykładowców o sytuacji, ale nie do końca wyrosłam z poczucia bezczasowości. Nadal głównie żyję tu-i-teraz. Staram się skrzętnie planować przyszłość, żeby zastąpić wcześniejszą opiekę innych osób, ale nie zawsze mi to wychodzi. Jeśli przyszłość nie zbliża się za bardzo, uderzając terminami, tu i teraz mam czas na wszystko.
Poza tym ludzie. Nie było prostym wyjść do nich i skoro przyjęto mnie w pewnych gronach dobrze, to chciałabym utrzymać te relacje, dla obustronnych potencjalnych przyjemności. Bywam więc tu, tam, piszę do cioci, odwiedzam dziadków (chociaż, dawno u nich nie byłam; jutro będzie dobry dzień na taką wizytę), organizuję spotkania, spędzam czas ze współlokatorami, daję się namówić na wyjście na piwo czy do kina i mam z tego dużo radości, chociaż czasami czuję się wyżęta z emocji i sił. Niemniej, zwykle mam nawet czas się wyspać.
Do tego zajęcia dodatkowe. Intensywny kurs francuskiego, oglądanie chociaż odcinka jakiegoś serialu tygodniowo, ćwiczenia mózgu przez rozwiązywanie krzyżówek czy sudoku, prowadzenie dziennika. Angażowanie się spontanicznie w akcje różnego rodzaju (chociaż, to pewnie powinno znaleźć się akapit wyżej). I jeszcze gdzieś między tym wszystkim znajduje się ten czas "pomiędzy": jazda autobusem, samochodem, spacer na uczelnię, wypożyczanie książek z biblioteki, pakowanie walizki, jedzenie, ubieranie się...
Nie da rady po prostu leżeć, snuć się po domu w piżamie, popijać piwa czy myśleć o zakupach na jutro czy na zimę. I nie chcę tego nawet. Chciałabym w letni dzień poleżeć na trawie i patrzeć w niebieskie niebo, uśmiechając się do słońca, a nie do sufitu.
Swoją drogą, co do zajęć dodatkowych - byłam ostatnio na Ukrainie. Kilka zdjęć, które zrobiła koleżanka:
Zleniłam się, nie chce mi się wybierać spomiędzy zdjęć osobliwych, osobistych, a publikowalnych tutaj.
Chociaż, czy taki dobry... Za oknem wieje i pada, pierwszy śnieg tej zimy, a ja po dwóch dniach gorączki zeszłam z temperaturą do 35,5 stopni. Czuję się trochę nierealnie, nawet lubię ten stan, kiedy jestem tak zmęczona, że mam ochotę tylko uśmiechać się do ludzi, żeby po powrocie do własnego pokoju, położyć się na łóżku i leżeć, gapiąc się w jeden punkt, pozwalając myślom skakać i przebiegać przez moją głowę bez pozostawiania w niej śladu na dłużej. Tylko wiem, że to nie jest dobre, bo nic z tego nie wynika, a jest wokół mnie tyle rzeczy do zrobienia!
Przede wszystkim, uczelnia. To już chyba może być oficjalne, czeka na mnie 4,5 miesiąca we Francji. Cały semestr gdzieś w Paryżu. Brzmi pięknie, a im bliżej terminu - coraz bardziej nierzeczywiście. Obudzę się zapewne dopiero w samolocie, kiedy zostanę rzeczywiście sama i nie będę miała do kogo uciec myślą. Obym tylko dała radę załatwić sobie jakieś mieszkanie. Zanim jednak wyruszę, muszę zdać przed sesją wszystkie egzaminy, a żeby do nich podejść, zaliczyć wszystkie ćwiczenia i chyba naprawdę czas zabrać się za informowanie wykładowców o sytuacji, ale nie do końca wyrosłam z poczucia bezczasowości. Nadal głównie żyję tu-i-teraz. Staram się skrzętnie planować przyszłość, żeby zastąpić wcześniejszą opiekę innych osób, ale nie zawsze mi to wychodzi. Jeśli przyszłość nie zbliża się za bardzo, uderzając terminami, tu i teraz mam czas na wszystko.
Poza tym ludzie. Nie było prostym wyjść do nich i skoro przyjęto mnie w pewnych gronach dobrze, to chciałabym utrzymać te relacje, dla obustronnych potencjalnych przyjemności. Bywam więc tu, tam, piszę do cioci, odwiedzam dziadków (chociaż, dawno u nich nie byłam; jutro będzie dobry dzień na taką wizytę), organizuję spotkania, spędzam czas ze współlokatorami, daję się namówić na wyjście na piwo czy do kina i mam z tego dużo radości, chociaż czasami czuję się wyżęta z emocji i sił. Niemniej, zwykle mam nawet czas się wyspać.
Do tego zajęcia dodatkowe. Intensywny kurs francuskiego, oglądanie chociaż odcinka jakiegoś serialu tygodniowo, ćwiczenia mózgu przez rozwiązywanie krzyżówek czy sudoku, prowadzenie dziennika. Angażowanie się spontanicznie w akcje różnego rodzaju (chociaż, to pewnie powinno znaleźć się akapit wyżej). I jeszcze gdzieś między tym wszystkim znajduje się ten czas "pomiędzy": jazda autobusem, samochodem, spacer na uczelnię, wypożyczanie książek z biblioteki, pakowanie walizki, jedzenie, ubieranie się...
Nie da rady po prostu leżeć, snuć się po domu w piżamie, popijać piwa czy myśleć o zakupach na jutro czy na zimę. I nie chcę tego nawet. Chciałabym w letni dzień poleżeć na trawie i patrzeć w niebieskie niebo, uśmiechając się do słońca, a nie do sufitu.
Swoją drogą, co do zajęć dodatkowych - byłam ostatnio na Ukrainie. Kilka zdjęć, które zrobiła koleżanka:
Kijów |
Lwów |
Lwów |
Lwów |
Swoją drogą, ciekawa strona: http://pl.sommer-sommer.com/badanie-m%C3%B3zgu/
Co ciekawsze, moja lewa półkula dominuje (66%) i wyszło mi tak dzisiaj znowu, kiedy w zeszłym tygodniu test odkryłam. Może dlatego pan od fortepianu zawsze mówił, że mam za słabą lewą rękę, a prawą za mocną, a ja nie umiałam tego zmienić.
Dobrego snu.
Chciałabym być muminkiem w tym momencie.
Niedobra Ty. Zabierz mnie tym razem ze soba do Paryza. Przed Twoim wyjazdem musimy sie juz w 100% spotkac. Innej opcji nie widze.
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Ci tego podrozowania Kochanie <3
Niedobra, bo uciekasz stąd.
OdpowiedzUsuńczekaj czekaj Fatum, muszę się ogarnąć z funduszami i w końcu przyjade. Teraz wydałam sporo pieniążków na Mei Li, ale niedługo podejrzewam się odkuję ;) A wtedy ... podbijamy Toruń ;)
Zauwazylam wlasnie, ze wszyscy z ktorymi pisze nie maja wcale planow i spedzaja ten wieczor w domu. w sumie tak juz spedzalam raz go i tragedii nie bylo.
głównie pasy do pończoch, koronkowe i skórzane podwiązki, obroże, opaski, spinki i naszyjniki (:
OdpowiedzUsuńkochana moja imienniczko, nie jestem pewna czy to Ty skomentowałaś mój post jako Historycy UMK, aczkolwiek po elokwentnym słownictwie wnioskuję, iż to Ty :D samym negatywnym komentarzem się nie przejmuję, aczkolwiek boli mnie fakt, że komuś łatwiej wystukać na klawiaturze kilka bzdurnych słów, aniżeli wziąć się w garść i coś ze sobą począć. trochę to irytujące, czyż nie? co do butów, które podesłałaś, właśnie mam zamiar je zamówić, tyle, że te pudrowe *_* wszystko zależy od funduszów jakie posiądę :D no i znając życie będę miała problem z rozmiarówką, bo rzekomo noszę 39, ale wszelkie platformy, obcasy czy szpileczki są na mnie wtedy za duże, ale cóż! - zobaczymy z czasem :D
OdpowiedzUsuń